Łączna liczba wyświetleń

piątek, 29 czerwca 2012

Wilkołak cz.2

ROZDZIAŁ 3: „Metamorfoza”

Przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej. Serce biło tak szybko, że nie byłem w stanie zliczyć jego uderzeń. Nagle nogi się pode mną ugięły. Upadłem. Chciałem się podnieść, ale bezwładne mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Straciłem przytomność…

***

Gdy się ocknąłem i uniosłem powieki z przerażeniem stwierdziłem, iż widzę wszystko w mocnym, czerwonym odcieniu. Stałem tak jak posąg jeszcze przez parę minut. Spostrzegłem, że wszystkie leśne żyjątka wyglądały tak samo; były fosforyzującymi, jasnozielonymi konturami. Spojrzałem na niebo. Oślepiający blask księżyca w pełni kazał przypuszczać, że noc się jeszcze wcale nie skończyła. Dopiero teraz zacząłem zastanawiać się nad tym, co stało się z moim wzrokiem. W gruncie rzeczy widziałem teraz wszystko co się tylko poruszyło i odpowiadało mi to, nawet bardzo, ale nie miałem pojęcia co było przyczyną tej nagłej zmiany. Co gorsza, to nie była jedyna taka zmiana. Odkąd odzyskałem przytomność słyszałem wszystko, nawet pełznącego kilka metrów ode mnie niewielkiego węża, co więcej… ja go czułem, jego zapach, zapach jego krwi.
Spojrzałem na siebie. To co ujrzałem wprawiło mnie w osłupienie. Chciałem zacząć krzyczeć, ale udało mi się jedynie zawyć. Ogarnęła mnie rozpacz. Byłem teraz znacznie większy i masywniejszy od swojej pierwotnej postaci. Całe moje ciało pokrywało sztywne futro. Podniosłem rękę, a tak właściwie łapę i zacząłem się jej przyglądać. Była długa, mocno umięśniona i zakończona niebezpiecznie wyglądającymi pazurami. Zrozumiałem, że byłem jednym z nich, że byłem… wilkołakiem.
Tajemnicą jednak wciąż pozostawała przyczyna tej nagłej metamorfozy, nie potrafiłem sobie także odpowiedzieć na pytanie dlaczego wciąż zachowywałem pełną świadomość, normalnie rozumowałem. Położyłem się na ściółce i zacząłem myśleć.
Nie byłem w stanie określić co pozwalało mi nadal pozostawać przy zdrowym rozsądku, być może mocne wrażenia, albo chęć odwetu na winnych śmierci mojej rodziny, ale przypomniał mi się pewien istotny szczegół. Dotknąłem łba i wyczułem pod łapą pięć szpecących ran z których w dalszym ciągu sączyła się krew. Już wiedziałem dlaczego, ale co dalej miałem robić?

W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli, wszystkie jednak sprowadzały się do jednego. Coś mi mówiło, żeby tam nie wracać, ale chęć zemsty była silniejsza ode mnie…

***

Przyjąłem pionową postawę i jeszcze raz spojrzałem na swoje nowe ciało. Rozejrzałem się wokół. Wiedziałem, że ten spokój już za chwilę zostanie trwale zmącony, przeze mnie, że zabiję tylu ilu tylko podołam. Po chwili zrezygnowałem z dalszego utrzymywania pionowej postawy. Moje przednie łapy zetknęły się z chłodną, wilgotną wyściółką. Chwilę się jeszcze zawahałem, po czym susem rzuciłem się w gęstwinę drzew. Oczywiście mogłem stąd uciec, ale do końca życia prześladowałaby mnie myśl, że te bestie dalej stąpają po ziemi, że one gdzieś tam są, a to, że uciekłem było jedynie szczęśliwym trafem. Tym czasem to, iż nadal zachowywałem świadomość musiało coś znaczyć. Nie potrafiłem jednak powiedzieć co…

Wiedziałem jednak co oznacza unoszący się w powietrzu zapach krwi. Byłem gotowy na śmierć, ale coś mi mówiło, że to nie ja ją poniosę. Ktoś jednak musiał umrzeć, a opcje były tylko dwie: ja, albo oni…

ROZDZIAŁ 4: „Pojedynek”

W końcu zobaczyłem jednego z nich, nie zastanawiając się dłużej podbiegłem do niego i zamarłem w bezruchu. Nagle odwrócił łeb w moją stronę i zaczął mi się bacznie przyglądać. Nagły impuls spowodował, że moja łapa wysunęła się do przodu, a pazury wbiły w szyję zwierzęcia. Stworzenie zaczęło się dusić. Ścisnąłem jego przełyk, razem z szyjnym odcinkiem kręgosłupa. Czułem jak pod naporem moich mięśni pękają kolejne kręgi. Nie mógł nic zrobić, nawet ostrzec swoich pobratymców. Spojrzałem mu w ślepia, tym razem wyraźnie jednak coś się w nich malowało i nawet wiem co to było, to strach…
Opuścił łeb i spróbował oderwać się ode mnie. Na próżno. Przebity na wylot kark upuszczał ogromne ilości krwi. W pewnej chwili moja łapa zacisnęła się jeszcze mocniej, doszczętnie miażdżąc krtań bestii, a następnie cofnęła się do tyłu, wyrywając fragment przełyku i całkowicie otwierając ranę na szyi.

Stałem tak trzymając w ręku jego przełyk i z szeroko rozwartymi źrenicami oglądałem jak dusi się. Napawałem się tym widokiem. Wyzwoliło się we mnie coś dzikiego, fascynującego, ale zarazem coś, czego się panicznie bałem. Furia. Wiedziałem, że stwór i tak zdechnie w przeciągu najbliższych dwóch minut, ale rzuciłem się na niego. Moje pazury rozrywały jego skórę, szarpały mięśnie, ocierały się o kości. Cierpiał. W końcu właśnie to chciałem osiągnąć, żeby cierpieli, ale w tym konkretnym momencie nie myślałem o tym w ten sposób. Szczerze mówiąc to w ogóle nie myślałem, po prostu napawałem się widokiem krwi. Po pewnym czasie ogarnęło mnie zmęczenie, ale nie byłem w stanie przestać. Chwyciłem w łapy zwłoki bestii, a tak właściwie to to co z nich zostało i zacząłem tym uderzać o rosnące wokół drzewa. Mięso uderzało o nie z taką siłą, że odrywało kawałki kory. Trwało to kilka minut. W pewnym momencie coś mnie tknęło, siła woli sprawiła, że oderwałem się od zakrwawionych strzępów i z całego impetu wbiegłem w najbliższe drzewo. Teraz to do mnie dotarło, że jeśli stracę panowanie stanę się taki sam jak oni, a przecież była to ostatnia rzecz jaką chciałem osiągnąć. Spojrzałem na zwłoki i postanowiłem, że już nigdy więcej nie dopuszczę się czegoś takiego. Nie chciałem żeby ciemna strona mojej natury wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem, żebym przeistoczył się w przebiegłą, rządną krwi bestię, ale wiedziałem, że tej jednej nocy muszę dokończyć to co zacząłem. Musiałem wybić wszystkie bestie, co do jednej…

***

Moim oczom ukazała się reszta stada. Poruszały się tak szybko, że nie byłem w stanie ich zliczyć. Z wcześniejszych doświadczeń wynikało jednak, że nie mniej jak dziesięć sztuk. Bez najmniejszego problemu wspiąłem się na drzewo. Nadal nie mogłem uwierzyć, że mogę o wiele więcej niż dotychczas.

Mijał czas, a ja obserwowałem zachowanie i obyczaje tych istot, chciałem być pewny jak zareagują na nagły atak. W końcu przestały się przemieszczać i osiadły na jednej z leśnych polan, na szczycie jednego z pagórków. Mogłem je teraz bez problemu zliczyć. Dwadzieścia sześć osobników… o wiele więcej niż się spodziewałem. Po chwili z gęstwiny drzew wybiegł samotny osobnik. Wszystkie zwierzęta, jak na komendę, przestały się zajmować tym co do tej pory robiły i zwróciły się ku niemu. Chwilę potem zaczęły nerwowo rozglądać się wokół. Zrozumiałem co się dzieje. Dowiedziały się. Nie było czasu na myślenie. Teraz, albo nigdy…

To był odpowiedni moment na to, aby dać ujście całemu gniewowi jaki we mnie tkwił, nareszcie przyszedł czas na użycie siły jaką posiadłem z chwilą, gdy jeden z nich rozorał mi twarz. Nie mógł przypuszczać, że ze mną będzie inaczej niż z innymi. Odbiłem się od gałęzi z której ich obserwowałem i z rozpędem uderzyłem w jednego z nich. Potoczyłem się razem z przeciwnikiem w głąb lasu, po jednym z bardziej stromych stoków. Chciałem się zatrzymać, wiedziałem, że upadek będzie bolesny, ale nie mogłem oderwać od niego swoich łap. Jedną zacisnąłem wokół jego klatki piersiowej, drugą zadawałem bolesne ciosy na jego grzbiecie…

***

Wilkołaki spoglądały na miejsce, gdzie tuż przed chwilą po raz ostatni widziały jak staczając się w dół porwałem razem ze sobą jednego z nich. W końcu zobaczyły… bestię z pozoru taką samą jak one, a jednak wyalienowaną… inną, nie należącą do stada.

Trzymałem w łapie łeb wilkołaka i stałem tak przed nimi. Rzuciłem głowę zabitego w ich stronę. Gdy jeden z nich skoczył w moją stronę zamknąłem ślepia, cofnąłem się i uderzyłem. Spojrzałem na niego. Leżał na podłożu, nie ruszał się. Wskoczyłem w stado i zacząłem zabijać. Czułem ich uderzenia i ból, ale nie nic nie było mnie w stanie zatrzymać. Po krótkiej chwili wszędzie wokół walały się poodrywane kończyny, głowy, na ziemi spoczywały okaleczone ciała poległych… porozrywane gardła, głębokie cięcia, wokół pełno krwi. Chlapała mi w oczy. W końcu na tyle ograniczyła moje pole widzenia, że zacząłem uderzać na oślep. Usłyszałem skowyt inny niż wszystkie… wysoki, gardłowy. Poczułem, że moje ciosy przestają trafiać do celu. Przestałem też odczuwać ich pazury i kły szarpiące moje ciało. Zamarłem w bezruchu. Ta cisza… niczym nie zmącony spokój. Otarłem ślepia. Bestie rozpierzchły się, uciekły. Stałem tak z łapami opuszczonymi prawie do ziemi i dyszałem.
Leśna polanka wyglądała teraz jak pobojowisko. Nagle dostrzegłem, że wcale nie jestem tutaj sam. Jeden ze stworów nadal czekał aż zaatakuję. Nie wiedziałem dlaczego nie uciekał jak reszta, ale byłem pewien, że zaraz tego gorzko pożałuje. Podbiegłem do niego i zamachnąłem się łapą. Rozpłatałem mu klatkę piersiową, upadł na ziemię. Ku mojemu przerażeniu spostrzegłem, że z rany wyłoniła się ludzka ręka, cała pokryta śluzem i krwią. Potem druga. Ktoś kto był w środku wsparł się na nich i wystawił na zewnątrz głowę. To makabryczne widowisko trwało zaledwie kilka sekund. Wszystko jakby przyspieszone, to nienaturalnie wyginające się ciało i pobłyskujące na czerwono oczy. Mężczyzna przypatrzył mi się i szyderczo się uśmiechnął. Rozłożył ręce po czym wymamrotał pod nosem jakąś inkantację. Ciało wilkołaka w jednej chwili obsiadły tysiące much. Ten dźwięk owadów. Po chwili wszystkie odleciały. Został sam szkielet, biały, w całości obrany z resztek mięsa. Mężczyzna wydobył nogę z pomiędzy żeber. Oślepił mnie blask zielonej poświaty. Zasłoniłem łapą oczy.
-Wiem nad czym się zastanawiasz - odparł szatańskim głosem.
Nie wiedziałem co robić, skąd mógł wiedzieć o czym myślę. Chciałem wiedzieć co tutaj robi i kim jest.
-Mogę czytać w twoich myślach. Mówią na mnie Eon, jestem nekromantą. Spójrz na mnie.
Odsłoniłem ślepia, zielona poświata nie biła już od niego z taką siłą jak przed chwilą. Ujrzałem nagiego mężczyznę, pokrytego w całości krwią, jego długie paznokcie zawijały się przy swoich końcach, zaś siwa, również umazana posoką broda sięgała prawie do pasa. I te czerwone oczy…
-To nic osobistego, poluję na ludzi odkąd pamiętam. To doskonała zabawa.
Nie wytrzymałem. Rzuciłem się na niego. Poczułem jak jakaś niewidzialna siła rozbija się moje ciało. Po paru sekundach uderzyłem w drzewo znajdujące się kilkanaście metrów ode mnie. Był pewny, że ze mną wygrał, ale nie wiedział, że jestem inny niż wszystkie zamienione… Podbiegłem do niego i zamachnąłem się. Złapał w dłoń moją łapę. Nie mogłem nią poruszyć, chociaż napiąłem wszystkie mięśnie.
-Rzeczywiście, jesteś inny, ale na nic ci to, mnie i tak nie pokonasz. Twoja siostra dostarczyła mi dużo emocji, broniła się… strach w oczach dzieci jest pierwotny, ukazują one całą gamę emocji, ale przerażenie… wyraz ich oczu…
Nie miałem pojęcia o czym on mówi, ale rozjuszył mnie do granic możliwości. Wgryzłem się w jedna z jego rąk. Poczułem uderzenie w klatkę piersiową. Po paru sekundach ocknąłem się kilkanaście metrów dalej. Spróbowałem się podnieść. Nie dałem rady. Usłyszałem kolejną dziwną inkantację wymawianą przez nekromantę. Resztki ciał zabitych uniosły się z podłoża i zaczęły wirować w powietrzu. Pomiędzy nimi pojawiła się ciemna, bezkresna przestrzeń. Zrozumiałem co się dzieje. Zebrałem resztki sił i począłem biec w tamtą stronę. Morderca mojej rodziny zdążył zniknąć w mrocznych odmętach, a przejście zaczęło się zamykać. Skoczyłem. Uderzyłem w opadające na ziemię kikuty. Przeraźliwie zawyłem.

Ta noc dobiegła końca. Leżałem pośród ciał poległych i wiedziałem, że już nic więcej nie mogę zdziałać. Wiedziałem również, że z tą chwilą mój los został zdeterminowany. Celem mojego życia stała się zemsta...

EPILOG

Z biegiem lat wspomnienia blakną, pozostaje jednak garść pytań…

Dlaczego to spotkało właśnie mnie?

Dlaczego nekromanta pozostawił mnie przy życiu?

Czy jeszcze kiedyś się spotkamy?

… i wreszcie co oznacza to, że przy przemianie mogę się kontrolować?

Prawdopodobnie nigdy nie poznam odpowiedzi na te i inne pytania. W końcu światem rządzą przypadki, dlatego wiem, że już nigdy nie spotkam tamtego człowieka, a moje przeznaczenie się nie dopełni. Nadal trwam jednak w złudnej nadziei, że może jednak… nadzieja to cecha ludzka, a w końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi…

Wilkołak cz.1


PROLOG

Czym jest wilkołak?

Na to pytanie może odpowiedzieć jedynie ten, kto sam stał się wilkołakiem.
Nie jestem człowiekiem, lecz wzbudzającą grozę i żądną krwi bestią, ale nie zawsze tak było.
Historia którą spisałem w tej o to leżącej przed waszymi oczyma księdze rozpoczęła się tutaj, w lesie nieumarłych...


ROZDZIAŁ 1: „Las Nieumarłych”

Pewnej nocy, gdy księżyc wzeszedł w pełni, wracałem z rodziną do domu. Droga prowadząca przez Las Nieumarłych wydawała się być niemożliwą do przebycia po zmroku.
Ojciec nie wierzył jednak w opowieści przekazywane z ust do ust przez kolejne pokolenia.
Owe podania traktowały o demonach i różnych wynaturzeniach zamieszkujących te zalesione tereny. Mówiły również o tym, że kto zapuści się tam po zmroku, już nigdy nie ujrzy światła dziennego. On jednak twardo stąpał po ziemi i nie dawał im wiary, a po ciężkim dniu pracy chciał jak najszybciej wrócić do domu. Na nasze nieszczęście najkrótszą drogą zdawała się być właśnie ta, która prowadziła przez ów złowieszczy las. Bałem się tego miejsca odkąd sięgam pamięcią i nigdy nie widziałem, aby człowiek zapuścił się tam po zmroku.
Coś mi mówiło żeby tam nie wjeżdżać, ale na ostrzeżenie ojca o moich przeczuciach było już za późno.
Z minuty na minutę nasz powóz pogrążał się w bezkresnej ciemności, a dwie pochodnie utwierdzone przy granicy lasu zdawały się być coraz mniejsze.
Ojciec, widząc przerażenie rosnące w moich oczach, odparł –
-Nie obawiaj się demonów, one nie istnieją. Zło tkwi w ludziach.
Nie miał wówczas pojęcia jak bardzo się pomylił. Ile z kolei było prawdy w tej wypowiedzi przekonałem się dużo później...
-wiem ojcze, ale skąd pewność, że się nie zgubimy? – zapytałem.
-Spójrz za siebie. Widzisz?
-Co ojcze?
-Dwie pochodnie umiejscowione przy granicy lasu.
-Tak, widzę.
-A teraz spójrz do przodu. Co widzisz?
Obróciłem głowę do przodu i dojrzałem dwa światełka jarzące się w oddali.
-Pochodzie?
-Otóż to synu, droga wiedzie po prostej linii. Dopóki widzimy płomienie przed i za nami, dopóty jesteśmy na właściwej drodze.
Nagle, coś zawyło w oddali. Wykrzyknąłem przerażony – Usłyszałem skowyt!
-Spokojnie. To tylko wilki...
*
Ocknąłem się.
Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem, że cała rodzina pogrążona jest w głębokim śnie. Powóz, którym jechaliśmy zaprzężony był w dwa konie, które w tym momencie skubały znajdującą się pod nami trawę. Rozejrzałem się. Wszędzie rosły wysokie, leciwe drzewa. Wszystko było spowite przez ciemność.
W tej właśnie chwili coś do mnie dotarło. Skoro konie skubały trawę, znaczyło to, że zjechaliśmy z wydeptanej, jałowej ziemi, z jedynej wrogi wiodącej przez Las Nieumarłych.
Serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej. Byłem jak mysz uwięziona w gnieździe złowrogich, czyhających na jej życie węży.
Przypomniały mi się słowa ojca, że droga wiodła po prostej linii, aby podróżnik widział pochodnie tlące się po obu stronach lasu. Ja jednak, nie mogłem ich dojrzeć.
Spróbowałem obudzić ojca, lecz ten odsunął mnie ręką. Ponowiłem próbę, jednak i tym razem, moje starania spełzły na niczym.
Mijały kolejne minuty, a ja, nie mogąc zasnąć , obserwowałem drzewa, które kołysząc się na wietrze przypominały mi ogromne, spoglądające na mnie ukradkiem bestie. Pod naporem wrażeń moje powieki zrobiły się niesamowicie ciężkie. Moje ciało odmówiło mi w końcu posłuszeństwa i zasnąłem.
*
Uniosłem powieki. Wydawało mi się, że ta noc nigdy nie dobiegnie końca. Nagle mój wzrok przykuł pewien istotny szczegół. Z ciemności wyłoniła się para fosforyzujących światełek.
Przyszło mi do głowy, że postój w nieprzebytym, złowieszczym lesie był jedynie złym snem.
Odruchowo odwróciłem się o sto-osiemdziesiąt stopni i z wielką ulgą odetchnąłem, gdy okazało się, że i tam, w oddali widać dwa światełka.
Byłem już całkiem spokojny. Po raz pierwszy odkąd przekroczyliśmy granicę tego przeklętego lasu. Poczułem się bezpieczny. Obracając się w stronę ojca ujrzałem...
...że on śpi.
Przyjrzałem się koniom. Stały w miejscu skubiąc znajdującą się pod nimi trawę.
Jak na powrót serce zaczęło walić mi jak oszalałe.
Nagle, z ciemności zaczęły wyłaniać się kolejne pary światełek. W końcu uświadomiłem sobie, że to wcale nie są pochodnie, lecz pary oczu ciągle wyłaniające się z bezkresnej ciemności.
Nie wiedziałem co mam myśleć...
Zastanawiałem się, czy ojciec nie popełnił błędu wjeżdżając do tego lasu po zmroku i czy się stąd w końcu wydostaniemy.
Pytanie, na które jednak najbardziej chciałem znać odpowiedź, brzmiało następująco:
Kto, a raczej co nas obserwowało?

ROZDZIAŁ 2 : „Bestie”

Nie byłem w stanie naliczyć par oczu ciągle wyłaniających się z ciemności.
Musiałem dobudzić ojca. Położyłem mu na ustach dłoń, w celu uniemożliwienia wydobycia się z jego ust jakiegokolwiek dźwięku i uderzyłem go z całej siły w rękę. Nieomal, że w tej samej chwili otworzył oczy i już chciał coś powiedzieć, gdy uświadomił sobie, że trzymam dłoń na jego ustach. Obróciłem mu głowę w stronę najbliższego drzewa i wyszeptałem –
-Patrz.
-Co robisz Synu? Mówiłem ci już, to tylko pochodnie.
-Tato, przypatrz się porządnie, to dla mnie bardzo ważne.
Nagle jego oczom zaczęło się ukazywać coraz więcej jarzących się w mroku światełek. Dotarło do niego, że to wcale nie są pochodnie, ponieważ ów światełka zaczęły krążyć wokół nas. Z każdym obrotem zdawały się być coraz bliżej.
Dało mu to do myślenia, ponieważ w końcu zrozumiał, że nie jesteśmy już na drodze...

-To na pewno wilki – odparł, jednak w jego głosie dała się wyczuć nuta zwątpienia w to co mówi.
-Mogą nas zaatakować? – zapytałem.
-Jeżeli są głodne; tak. Podaj mi lampę naftową.
-proszę – wyszeptałem, podając mu pożądany przedmiot do ręki. Nagle, naszym oczom ukazał się cień jednego ze zwierząt.
Ojciec wycedził przez zęby – to nie był wilk, był za duży.
-Może niedźwiedź?
-Nie. Niedźwiedzie nie żyją w stadach, a tych zwierząt jest co najmniej dwadzieścia sztuk.
Daj mi kuszę, natychmiast!
-Proszę – wyszeptałem. Strach ściskał mi gardło.
-Obudź matkę i siostrę.
Zacząłem szarpać za ubrania kobiet. Zbudziły się. Ojciec wepchnął mi do ręki lampę naftową i wskazując przed nas krzyknął – Poświeć tam!
Zgodnie z rozkazem uniosłem lampę i ponownie ujrzeliśmy kontur jednego ze zwierząt. To coś rzeczywiście przypominało wilka, lecz było przynajmniej pięć razy masywniejsze i utrzymywało pionową postawę. Ojciec odruchowo nacisnął spust i załadowana w kuszy strzała poszybowała w tamtym kierunku. Usłyszeliśmy przeraźliwy, rozdzierający uszy skowyt. W tym samym momencie dał mi sztylet, kazał krzyczeć, a kobietom uciekać. Miał nadzieję, że odciągniemy od nich uwagę, jednak mylił się. Chwilę po tym jak obydwie zniknęły w ciemnościach usłyszeliśmy ich krzyki...

Oświeciłem lampą miejsce z którego one dochodziły. Ujrzeliśmy w pełnym blasku cztery dziwne stworzenia. Przypominały wilki, lecz były od nich dużo większe. W całości pokryte były szarym futrem. Opuszki palców u ich górnych kończyn zakończone były ostrymi pazurami. Jeden z nich popatrzył na mnie, cały się najeżył i otworzył pysk, ukazując mi dwa rzędy; jeden przy górnej szczęce, drugi zaś przy żuchwie; ostrych jak brzytwa zębów. Szczególnie rzuciły mi się w oczy dwie pary kłów, ze trzy razy większych od reszty zębów.
Ku mojemu zdziwieniu spostrzegłem, że pokrywała je ciemnoczerwona krew.
Spojrzałem na niego raz jeszcze, tym razem dokładniej. Jego najeżona sierść, łapy, pysk; całe jego ciało było zbryzgane krwią. Ludzką krwią...
Merdający z podniecenia ogon wskazywał, że ta istota lubi zabijać, że morduje z zimną krwią.
Teraz nie miałem już żadnych wątpliwości. To był wilkołak...

Przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, a następnie spuścił łeb i zaczął coś szarpać zębami, nie widziałem dokładnie co. Wyciągnąłem rękę tak daleko jak tylko mogłem. Dokładnie oświetliłem to miejsce i spostrzegłem, że ten osobnik rozszarpywał ludzką nogę. Energicznie zacząłem poruszać ręką w której dzierżyłem lampę naftową, oświetlając coraz to nowsze miejsca. Wszędzie gdzie tylko nie spojrzeć, znajdowały się te istoty, a obok nich ludzkie członki, z których wyszarpywały co po chwilę świeże ochłapy mięsa.
Tuż po chwili snop światła padł na pewne drzewo, obok którego leżała ludzka głowa. To była głowa mojej matki.
Nigdy nie zapomnę tego widoku. Szeroko rozwarte usta i powieki świadczyły o tym, że w chwili śmierci napastnik ją wystraszył. Łzy stanęły mi w oczach. Miałem przynajmniej świadomość, że umarła nagle, nie męczyła się. Napawała mnie chęć zemsty, ale strach nie pozwalał się ruszyć z miejsca. Spojrzałem na ojca. Był cały roztrzęsiony i nie wiedział w którą stronę ma patrzeć. Nagle usłyszeliśmy niski, gardłowy krzyk. Nie miałem wątpliwości, to była moja siostra.

Oświetliłem miejsce z którego dobiegały wrzaski. Moim oczom ukazała się siostra otoczona przez sześć wilkołaków. Powoli zataczały wokół niej coraz ciaśniejsze okręgi. Nawet nie próbowała uciekać. Dopiero po chwili zauważyłem jej poszarpaną nogę i zrozumiałem, że jest unieruchomiona. Próbowała bezskutecznie zatamować krwotok.
Wilkołaki były o krok od niej. W tej samej chwili ojciec dosiadł konia, przerwał uprząż i pogalopował na nim w kierunku córki. Po kilku sekundach dzieliło go od niej zaledwie dziesięć metrów. Nagle jedna z bestii skoczyła w stronę mojej siostry. Ojciec bez chwili wahania pociągnął za spust. Struga krwi trysnęła na twarz dziecka. Wilkołak ze strzałą w gardle padł na ziemię. Jego cielskiem wstrząsnęły konwulsje. Krew trysnęła jeszcze raz z jego szyi, a następnie przestał się poruszać. Od córki dzieliło go już tylko kilka metrów. Kolejne zwierzę skoczyło prosto na niego. Tuż po chwili usłyszałem skamlenie. Spostrzegłem, że ten sam osobnik leży na ziemi ze strzałą wbitą w jedną z tylnych łap. Ojciec jednym machnięciem ręki wciągnął córkę na konia i pogalopował dalej.
Spojrzałem na wilkołaki. Żadna z tych bestii nie poszła w ślady ojca, lecz wszystkie skupiły się na poległym pobratymcu i zaczęły rozszarpywać jego bezwładne cielsko. To samo zrobiły z rannym. Jedna z nich, nie mogąc dostać do żeru, machnęła łapą, rozrywając plecy swojemu kompanowi. Wszystkie inne, jak na komendę zwróciły się w jego stronę i zaatakowały go. Zachowywały się jak sfora wygłodniałych psów. Dopiero gdy jego odkryte tętnice przestały pulsować, wataha się rozpierzchła i jak gdyby nigdy nic nie zaszło, zaczęły wyrywać i pożerać zakrwawione ochłapy gorącego jeszcze mięsa swoich pobratymców.
Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund.

Ojciec odwrócił głowę w moją stronę, dając mi znać, że mu się udało. Nagle, z ciemności , prosto przed nim wyłoniła się kolejna bestia. Wykrzyknąłem – Uważaj, przed tobą!
W ułamku sekundy, ojciec odwrócił głowę i odruchowo, razem z córką zeskoczył z konia.
Zwierzę wbiegło w wilkołaka i siłą impetu rzuciło potworem o pobliskie drzewo. Ten, zawisł na pniu, a z jego rozwartego pyska wystawała zakrwawiona, ostra przy swoim końcu gruba gałąź.
Wszystkie inne bestie oderwały się od żeru i zaczęły złowrogo spoglądać w stronę mojego ojca i siostry.. po chwili zwróciły się w stronę księżyca i zaczęły przeraźliwie wyć. Z ciemności poczęły wyłaniać się kolejne bestie. Część zatrzymywała się przy zwłokach pobratymców, a część kierowała się w stronę dwójki ludzi. Ojciec chciał się bronić, lecz zrozumiał, że jedna kusza nic tutaj nie da. Było ich za dużo. Po chwili otoczyły go i zaczęły zawężać krąg. Ojciec przykrył dziecko własnym ciałem i wykrzyknął ile sił w płucach – Uciekaj synu!
Zrozumiałem, że nie mają najmniejszych szans. Nie mogłem na to patrzeć; odchyliłem głowę w przeciwną stronę. Poczułem mocne uderzenie w twarz. Otworzyłem oczy i ujrzałem jego głowę. Był tak blisko, że czułem na twarzy jego oddech. Fetor zgnilizny bijący z jego pyska był nie do zniesienia. Wilkołak otworzył pysk, wysunął język i przejechał nim po mojej twarzy zlizując krew zalewającą mi oczy. Teraz mogłem mu się przyglądnąć. Spojrzałem mu prosto w oczy. Ujrzałem przerażającą, bezkresną pustkę.
Zamachnąłem się ręką, w której trzymałem sztylet. Chwilkę potem otrząsnąłem się i spostrzegłem, że się udało. Potwór leżał w kałuży własnej krwi, za sztyletem wbitym w skroń.
Zacząłem uciekać. Krew zalewała mi twarz, więc biegłem na oślep, byle jak najdalej stąd... 

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Tekst piosenki ona jest kurwą

Posłuchaj tego
Jeśli już posłuchasz i poczujesz się źle
To znaczy że jesteś kurwą
Przykro mi

Obciąg fiuta, chodź spotkamy się w toalecie
Zrobisz mi dobrze, a ja tobie za to postawię kolejkę
Mam w chuj hajsu i furę pod klubem
Może pojedziemy do mnie tam obrobię ci dupę
Wyrwałeś na to sukę to nie myśl że będzie ci wierna
Piękna lala
Czternastka i ten jej kurwa makeup, po którym staje się piękniejsza i wygląda na starszą bo jeszcze dwa lata temu zobaczył byś ją z lalką
Teraz
Ona jest laką, więc baw się z nią
Mało czasu bo przecież zaraz będzie dzwonił tato
Słońce gdzie jesteś?
Przecież jest późno
Tato ja wrócę jutro bo dziś bawimy strasznie długo
No i
Zarwałeś noc, ona kocha się pierdolić, a jak to robi to ty myślisz by zaraz nie skończyć
Doświadczona jak w filmach
Głupia kurwa nic więcej
Ja mam w dupie takie pizdy, niech się szerzą na mieście

Ona jest kurwą
Zło
Wlazło jej w dupsko
Jest zwykłą szmatą, suczką
Ona jest kurwą
Co z tego że ładniutką
Kocha ciebie, kocha jego, kocha krótko

Tabletkę jebła w kufel i jebnie chuj w dupę
Dyskotekowy syf na jajach
Na zewnątrz jest królem
Na zewnątrz niejedną niekumatą jebnął
Maczo
Dyskotekowy łach w stylu techno
Pierdolony król parkietu i ta jego minka
Skurwysyn nie elegancik
Patrzy na tą z bima
Już mu kapie ślina
Już jej stawia drina
Już wie że to będzie prostsze niż łyk wina
Jaka cipa, głupia kurwa, tępa małolata
Kręci dupskiem kręci
Pcha się na kolana
Kręci się wierci
Chuja nie trzeba długo szukać
Wie o tym bardzo dobrze dlatego dobrze się puka
I gdy nagle zajdzie
Przyjdzie niespodzianka ta
Pójdzie do tatusia i powie:
Tato gwałt
Tato patrz ja mam dopiero szesnaście lat
Patrz jak cierpi twój mały skarb

Ona jest kurwą
Zło
Wlazło jej w dupsko
Jest zwykłą szmatą, suczką
Ona jest kurwą
Co z tego że ładniutką
Kocha ciebie, kocha jego, kocha krótko

Tekst piosenki reprezentuje jp:

Weź do ręki jointa i zajeb macha
Uhuhuhu... hahahaha...
Weź tego jointa i znów zajeb sztacha
Uhuhuhu... hahahaha...

Jestem tutaj Roman Bosski
Porzuć swe troski, zostaw pogłoski, odstaw błahostki
Elegancki rap serca małopolski
To nie Kaszpirowski więc się raczej ocknij
Dobrzy ludzie mocni JP propaganda
Więc wyciągnij wnioski, honor i szacunek
Weź to sobie rozkmiń, weź to sobie rozkmiń
To nie Brudne Południe tylko miasto królów Polski

JP ideologie Firma reprezentuje
JP rozprzestrzenia się, Firma wciąż trzyma klasę
JP czy ty znasz ten skrót?
JP każdy pies to fiut
JP z tradycjami klub
JP kopie kurwą grób
JP ogień a nie chłód, elegancko a nie bród
JP, JP, JP, JP to równe szaty dla... dup, dup, dup, dup, dup, dup
Dupnij sobie lolka człowieku

[x2]
Reprezentuję Kraków, reprezentuję JP
Reprezentuję Firmę, reprezentuję JP
Dobre chłopaki reprezentują JP
Hardcore JP, ogień JP
Sąd, konfidenci, psy to jedna banda
Przeciwko kurestwu JP propaganda
Bez skrupułów, na lewo albo za zwykłe głupoty
Niszczą ludziom życie z ich dzieci robią sieroty
I bez wyroków i policyjnej agresji
Oby wszyscy dobrzy ludzie tak przez życie przeszli
Oby na ciebie nigdy nie donieśli
JP człowieku weź ten przekaz dalej prześlij

[x2]
Reprezentuję Kraków, reprezentuję JP
Reprezentuję Firmę, reprezentuję JP
Dobre chłopaki reprezentują JP
Hardcore JP, ogień JP

Biorą beret twarde narkotyki
Jedni wytrzymają fason innym to przepali styki
To jest duży problem w tych czasach
Wyprane mózgi i szuje bez zasad
Ja od tego syfu chcę być jak najdalej
Mam innych przyjaciół, inne zwyczaje
Dupnę lolka ale zadbam o rodzinę
Teraz coś załatwiam i na spacer idę z synem
I patrzę na tych ludzi co się zamuleni snują
Na przećpanych fetorów, studentów co w kółko kują
A z kolei społecznicy jak wyrzutków traktują
Nie tak być powinno, choć nie wszyscy o tym mówią
Chłopak co go znałem okazał się szują
Zasrane małolaty na policji kablują
Pseudo hip-hop'owe bazy sławę zyskują
Nie tak być powinno choć nie wszyscy o tym mówią

[x2]
Weź do ręki jointa i zajeb macha
Uhuhuhu... hahahaha...
Weź tego jointa i znów zajeb sztacha
Uhuhuhu... hahahaha...

[x2]
Reprezentuję Kraków, reprezentuję JP
Reprezentuję Firmę, reprezentuję JP
Dobre chłopaki reprezentują JP
Hardcore JP, ogień JP

DDK RPK - Od zawsze na zawsze (feat.HipoToniA WIWP, Songo, Bonus RPK)

Ty posłuchaj głosu prawdy, RP klasyki słowa
Od zawsze na zawsze tylko zajebisty towar
Od początku do końca żyjemy tu w jednej grupie
RPK, HTA, Omerta, chuj pozerom w dupę
To Ciemna Strefa, poznaj nasze zasady
Tutaj gramy, zarabiamy, poznajemy świat okłady
Chcesz zamotać, nie da rady i wbij se to do bani
Chcesz coś mówić, powiedz z sensem lub na zawsze kurwo zamlicz

Dawidzior, strona południowa
Z.W.A.N.Z.M. tu zaczęła ma się droga
Sprawa honorowa to być sobą od zawsze
A gdzie bym nie był, to swojaków spotkam zawsze
Kraków, Jastrzębie, Rybnik, Warszawa
Klimat z Polski te ten rap jest dla was



Ciągle w trasie choć nie jestem turystą
Pozdro wszystkim ulicznym terrorystom

Teraz wjeżdżam ja, Songo O.M.E.R.T.A.
Znasz ten wjazd, reprezentant KRK, dzisiaj gości WWA
Głos podziemia RPK HTA, to popiera
To muzyka cienia, bloków i podziemia
Gramy czysto wśród swojaków od zawsze na zawsze
Eleganckie zachowanie a nie w chuja granie
Zyski równo rozliczane, przekaz hula
Dobra morda kuma, kto nie kuma no to rura
[tylko tekstyhh.pl]
Hipotonia nie dla wszystkich, RPK, Omerta
Parę miast i ludzi, ale wielka banda jedna
Konkretna, bezcenna, Ciemna Strefa, beton getta
Uliczna vendetta, nie dla zeta jest potrzebna
Dosadnie do sedna, szczerość to nie wkręta
Wierność prawdy puenta, nie jak feta w wodzie mętna
Nie patrz mi po dokumentach, przed wrogiem nigdy nie klękaj
A za brata za kratami pita setka

Nigdy nie byłem kurwa typem samotnika
Dlatego razem ze mną moja klika RPK
To Ciemna Strefa - rapu ulicznego i styka
niech ta muzyka leci z głośnika
Logika taktyka i tak póki zegar tyka
Na ulicach w porcjach, ten towar będzie śmigać
Rapy pierwsza liga, nie żadna lipa widać
My się tu szanujemy zamiast dupy sobie lizać

[x2]
Tera raz, dwa, raz, dwa, trzy
Od zawsze na zawsze ulica pierdoli psy
Teraz trzy, trzy, trzy, dwa, raz
Posłuchaj głosu prawdy, który bardzo dobrze znasz

No to raz, dwa, trzy, dwa, raz
Muzyka osiedli gra tu cały czas
Kręć ten grass, hajs, nie mów pas
Nie patrzaj, cicicicho sza na psach
Kocham moich ludzi, kocham moją rodzinę
Ulica dała charakter więc nie zginę
Mamy tą siłę, to banda Ciemna Strefa
Łap ten przekaz, dawaj na co czekasz?

Ciężkie powieki, flash-backi, umysł lekki
Smażenie skuna poskładanego w bletki
Tak zwanego skręta, a były ich setki, tysięcy
I nie liczę ile to pieniędzy
Jak nie liczę stron zapisanych atramentem
O to słowa te których jesteś konsumentem
Słuchasz tego więc kumasz o co przypierdala
Bonus RPK moim fundamentem wiara

Od zawsze na zawsze, na komendzie cisza
Ulica tu rozlicza, Omerta hasło czytaj
Hermetyczne grono, z charakterem
Na naszych twarzach stres lecz spojrzenie pewnie jest
Jak i grono w którym nie jeden gruby kibol spłonął
Życia szary kolor, jak by tego było mało
Kurestwa obserwować chciało by każdy nasz ruch
Ziomek bywaj zdrów (bywaj zdrów)

Teraz RPK ziom, po raz drugi
Joint, bit, styl bierz, bierz to co lubisz
Masz to brat, tera pierdol rozkimny
Ten numer stylem napierdala jak seria z maszyny
Posłuchaj nowiny, raz dwa trzy powrót
Rap który zabiera głos internetowych kotów
Napinaczy, wyjadaczy co to kurwa nie oni
To Ciemna Strefa rap podwórek człowiek bierz to i pomyśl

Kacper, nowiny Rybnik, nie daje lipy nikt
Rap gramy dziś my wpierdalamy w bit styl
Znamy reguły gry, zważka na psy
Oni chcieli byś ty stracił rytm i trafił w syf
Pali palimy mit, karmimy prawdą was dziś
To ciągła walka o byt, pierdolę plastikowy hit
Tak mnie wychowała ulica, ma druga mama
Na mikrofonu wandala, prawdziwym zdrówka i nara

[x4]
Tera raz, dwa, raz, dwa, trzy
Od zawsze na zawsze ulica pierdoli psy
Teraz trzy, trzy, trzy, dwa, raz
Posłuchaj głosu prawdy, który bardzo dobrze znasz

sobota, 23 czerwca 2012

Tekst piosenki hwdp:


[x2]
H...
W...
D...
P...

H.W.D.P. to idea ulic
Za ciosy ciosem, od zawsze tu się buli
Głos opozycji, który zasila gniew
Nie chodzi spać on i walczy niczym lew
Ta siła
w nim, którą urodził ból
Jednoczy tłum choć jest ruchomy grunt
Pamiętaj strach nie złamie kajdan ścisku
Wiesz o tym ziom, bo przeżyłeś to wszystko
H.W.D.P. to systemu defekt
Taki jest efekt, podwójny kodeks przeczeń
Pierwszy to prawo, które ustawił rząd
Drugi to my, uliczny samosąd
Tajemny krąg gdzie zdrada jest jak zgon
W podsumowaniu odpala się mój joint

[x2]
H...
W...
D...
P...

Hasło to widnieje, ziom, na niejednym murze
Tu niektórzy ludzie dziabią je na skórze
H.W.D.P. nie muszę tłumaczyć
Czterema słowami wyrażamy swą nienawiść
Poniżają, biją, oczerniają naszych braci
Często niewinnych wsadzają za karaty
W wielu sytuacjach nadużywają władzy
No i zazwyczaj pozostają tu bezkarni
Jak z nimi walczyć, powiedz mi jak?
Prawo jest dla ludzi
Lecz nie zawsze po ich stronie, brat
I to jest fakt, nie da sie zaprzeczyć
Powiedz ilu młodych ludzi przez to rany leczy
Tu wystarczy tylko, że frajer nawymyśla
Przedstawi historie, którą z palca wyssał
Zarzutów długa lista, zwykłe pomówienia
W ten właśnie sposób możesz trafić do więzienia

[x2]
H...
W...
D...
P...

WWDZ chłopak z Mokotowa
Ludzie z całej polski potwierdzą te słowa
Pała to pała, na balasów nie trać czasu
Ziom, wiesz ile te kurwy dostają kutasów?
Łazi taki chujek, węszy, nawet gdy nic się nie dzieje
Wywalają blachy, prosto w ryj sie śmieje
Wpadli z rana z nakazem, niby ktoś coś widział
Przeszukali wszystko, nawet skowyt się nie przydał
Orient, bo jeden przypał może wszystko zniszczyć
Przez konfitury znów tracimy bliskich
To ulica, nie dajesz rady do szkoły wracaj szybko
Przynosisz wstyd matce i ojcu pizdo
Całe osiedle wie, że z psami się nie gada
Idziesz na układ gnoju mówię ci biada
Bez honoru i zasad śmieć w mordę jebany
Śmierć konfidentom, tak zostałem wychowany

[x2]
H...
W...
D...
P...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

euro 2012


WSZYSCY Z WAS JESTEŚMY MY POLACY DUMNI, DLATEGO JAK POLSKADŁUGA I SZEROKA ŚPIEWAMY NIC SIĘ NIE STAŁO, POLACY NIC SIĘ NIE STAŁO

Literki


Pod koniec roku szkolnego ojciec małego Jasia przypomina sobie,że w ciągu roku zapomniał zainteresować się postępami w edukacji swojego synka.Postanawia naprawić ten błąd i każe natychmiast pokazać pierwszy z brzegu szkolny zeszyt.Ogląda go,kartkuje,wreszcie marszczy brew i oznajmia:
- Oj,nierówno literki piszesz.
- To nie są literki,tatusiu.To nuty.

Liczba osób, które to lubią: 3. Bądź pierwszym znajomym

Moje opowiadanie o wampirach, oceńcie sami:)

Zapraszam serdecznie do komentowania moich tekstów



Jasna cholera! - krzyknąłem. No zwariuje w tym świecie. Przewrócić się o kosz na śmieci? To jest kpina, nie wytrzymam w mojej skórze. Totalna kompromitacja, jak mogę być tak niezdarny? Każdego dnia przemierzam szkolne korytarze, znam je na pamięć, nawet pamiętam gdzie który uczeń się podpisał. Nawiasem mówiąc ich autografy na ścianach to głupota, po co podpisywać się na kawałku muru? Po co oznajmiać światu, że ten i tamten to męski członek, a tamta oddaje się bezpruderyjnie każdemu napotkanemu. Jeszcze żeby to chociaż prawda była. No nie rozumiem, a zresztą, nigdy nie rozumiałem ludzi.
Dobra, wchodzę do klasy. Prawie się spóźniłem. Matematyka, przerabiamy funkcję kwadratową, nauczycielka wychodzi z siebie aby przekazać chociaż troszkę wiedzy tej bandzie oszołomów którzy tak dumnie obwoływani są ludźmi myślącymi. Jakbym miał tyle chromosomów co oni to czułbym się gorzej niż podle, ale dajmy już spokój. Policzyłem w pamięci wszystkie zadania z tego tematu, po co oni potrzebują kalkulatorów do mnożenia kilku cyfrowych liczb, nie myślą czy co?
Ahhh! - Przecież dzisiaj jest wf, na śmierć bym zapomniał. Na śmierć? Chyba na drewniany kołek, albo zupę z czosnku...
Jarek! - co Ty wyczyniasz? Czemu od pół godziny patrzysz się w okno nie zapisawszy ani linijki w zeszycie? W ogóle gdzie Twój zeszyt? Wyjmiesz kartkę? Ty nigdy nie nosisz zeszytu. Masz dobre oceny, nie powinieneś się marnować nie uważając na lekcji, mogą być z Ciebie ludzie!
Ludzie? - pomyślałem. No prawie. Bo... Bo... Pani profesor, ja bardzo przepraszam, ja... Się zamyśliłem, wszystko przepiszę, ja to umiem.
Jareczku - to zdrobnienie zabrzmiało podejrzanie - ja po prostu chcę abyś zdał dobrze maturę z matematyki. Jestem nauczycielką od 20 lat, nigdy nie miałam takiego zdolnego ucznia jak Ty, który jednocześnie nic nie zapisuje, patrzy się w okno, myśli o niebieskich migdałach, a radzi sobie tak dobrze.
No co jest do czorta? Jeszcze tej baby na takie wylewne gadki nie wzięło chyba nigdy. Świat dziczeje. A kysz babo!
Parsknąłem śmiechem, według ludzkich wyobrażeń to wszyscy naokoło powinni krzyczeć z przerażenia, krzyżyki z ołówków układać i uciekać czym prędzej! Albo i nie, który wampir potyka się o własne nogi i nawet w piłkę nożną nie umie grać?
Rozbrzmiał dzwonek, profesor Adamska wstała i wyszła kręcąc głową, cała klasa powędrowała za nią.
Jarek! Jarek! - chodź szybko, mamy 10 minut żeby dojść na halę, usłyszałem.
To była Miśka, jeden z nielicznych przedstawicieli tego podłego gatunku, którego chyba nawet, o zgrozo, lubię. Glany, długie włosy, obcisłe ubrania pochłaniające wszystkie kolory, czemu ludzie od niej stronią? Jeśli ja ją polubiłem to inni powinni wynieść Miśkę na piedestał. Wyszliśmy we dwoje z budynku, przeszliśmy kawałek starym miastem, jeszcze kawałek po moście i już byliśmy na okazałej hali obok jednej z podstawówek.
No ruszać się - dobiegł nas głos naszego nauczyciela! Bez dyskusji! Nikt nie skończył dwóch fakultetów by móc ze mną rozmawiać. Do szatni, przebierać się i na płytę! Nasz nauczyciel był młodym adeptem belferskiej sztuki, zapalonym amatorem siatkówki, nosił wyświechtaną bluzę Jastrzębskiego Węgla. Skąd ją miał? Z tego co słyszałem jego brat tam grał, sam chyba rozwalił kolano i jego kariera zatrzymała się na międzyszkolnych mistrzostwach gdzie wszedł na dwie piłki, góra trzy. Pozur.... Nie, pozer, o tak ludzie mówią na takich osłów.
Dzielimy się na dwa składy, rozległ się głos naszego nauczyciela, kto nie chce grać w siatę będzie biegał dookoła sali. Połowa klasy od razu rozpoczęła bieg. Przebywanie na tych 162 metrach kwadratowych pod okiem tego idioty to katorga, oczywiście w oczach większości klasy, ambitniejsi pozostali na boisku. Ku mojemu zdziwieniu Miśka też. A niech mnie. Też zostanę. Gwizdek "Wielkiego trenera i tego który zna się na wszystkim", zagrywa Marcin, Misia stoi obok mnie, odbieramy, pozostała czwórka z naszej drużyny chyba nie do końca wie na czym ta grapolega. Jak oni się uchowali?
Bach!
Nosz ku... Mam wyostrzone zmysły bardziej od pająka, kota, psa, myszoskoczka, papugi i delfina razem wziętych, a musiałem oberwać w ryj. Z tą myślą osunąłem się na płytę boiska.




Dalsze losy na http://mitrasbook.blogspot.com/




czwartek, 7 czerwca 2012

WAMPIR - Rafael Pintus - artykuł z gazety

Artukuł z tygodnika astrologicznego "GWIAZDY MÓWIĄ"
>DRACULA IDOLEM<
Już jako dziecko Rafael Pintus różnił się od rówieśników. Stronił od zabaw z nimi, za to chętnie piękne słoneczne dni spędzał na strychu.
Kiedy odkryto jego kryjówkę, zastano go wiszącego niczym nietoperz pod belką i spokojnie śpiącego. Wieczorami zaś chłopak wdrapywał się na wysokie drzewa i potrafił przesiedzieć na nich do rana, nieczuły na prośby zdenerwowanej matki. Zaś gdy w rodzinnej wsi Ponteverda ktoś umierał, Rafael cieszył się z tego i nie potrafił ukryć swej radości.
Matka miała z nim sporo kłopotów, ale nie przewidziała, że kiedy stanie się pełnoletni, będzie jeszcze gorzej. Zaczął nosić czarną pelerynę z czerwoną podszewką i krążył po okolicznych cmentarzach. A wszystkim tłumaczył, że jest wampirem, potomkiem Księcia Ciemności z Transylwanii, czyli Draculi.
Do sypialni wstawił cztery trumny i śpi w nich na zmianę, a na cmentarzu zamówił dość obszerny grobowiec, w którym spędza co cieplejsze noce. A kiedy nie może zasnąć przechadza się między nagrobkami.
-Potrzebuję bliskości śmierci- mówi- bo daje mi to potrzebną do życia energię.
Ale, jak wiadomo, najlepszą pożywką dla wampirów jest krew. I dlatego codziennie rano można go spotkać na terenie rzeźni, gdzie wypija duszkiem potrzebną mu do życia porcję krwi.
-W ten sposób- wyjaśnia- oszczędzam żywe istoty.
Mieszkańcy Pontenevra z przymrużeniem oka patrzą na swojego miejscowego Draculę. W zasadzie nic przeciwko temu nie mają, wprost przeciwnie. Miasteczko dzięki niemu znalazło się na turystycznym szlaku Hiszpanii i przyjeżdża tu sporo osób obcokrajowców. Każdy chciałby obejżeć z bliska następcę słynnego Draculi, a do miejscowej kasy wpływa dzięki niemu sporo pieniędzy.
(21:56)

CO WEDŁUG WIERZEŃ MOŻE ODSTRASZYĆ/ZABIĆ WAMPIRA??


Poniżej opiszę/wypiszę kilkanaście genialnych(w.g wierzeń ludowych oczywiście) sposobów na zabicie lub odstraszenie Wampira.
  • CZOSNEK- chyba najpopularniejszy 'straszak'. Co on ma w sobie takiego, że tak go nienawidzimy?(Ja przynajmniej;) )
  • KRZYŻ- 'narzędzie' 'idealne' na antychrystów:/ W większości filmów sprawdzone, lecz wielu tych, których wierzyło,że im pomoże-zginęło.  
  • WODA ŚWIĘCONA- na filmowe 'demony' może i działa...ale rzeczywistość jest inna.
  • SREBRO- oj skuteczne,skuteczne:D Ale nie radzę praktykować i wyrabiać zmyślnych broni bo Wampiry i tak są szybsze...HA HA HA!
  • OGIEŃ- nie ma to jak spalić kogoś żywcem... niestety na współczesne Wampiry to doskonała metoda likwidacji.Gorzej ze starszymi,które mają wysokie zdolności regeneracyjne.
  • SŁOŃCE-pali, podrażnia, wkurza...cholernie wkurza. I jeszcze jakby tego nie było mało to..... świeci:/
  • KOŁEK- nie musi być specjalny. Wkońcu chyba każdy ugnie się pod naporem wbijanego w serce kołka:/ Niewątpliwie to najskuteczniejsza metoda na zabicie Wampira,ale powtarzam-Wampiry są szybsze:]
Metodą zapewnienia 'podejrzanym' zwłokom wiecznego i 'szczęśliwego' wypoczynku, praktykowaną od dawien dawna jest (z cyklu opisowego 'zrób to sam')
1.Otworzyć grób podejrzanej o pakt z Diabłem osoby.
2.Gdy ów osoba wygląda naprawdę podejrzanie,należy bezzwłocznie wbić w jej serce kołek.
3.Celujemy idealnie w serce,gdyż nigdy nic nie wiadomo:/
4.Gdy już załatwiliśmy powyższy punkt,bierzemy do ręki ostry przedmiot (najlepiej nóż,miecz,sztylet itp.) odrąbujemy denatowi głowę.
5.W usta odciętej części ciała wpychamy czosnek...najlepiej duużo,bo nigdy nic nie wiadomo:/
6.Odciętą głowę wkładamy denatowi między kolana-najlepiej twarzą w stronę ziemi,bo nigdy nic nie wiadomo:/
7.Gdy już uporamy się z 'zadaniem' na klatce piersiowej kładziemy srebrny krzyż... (NIECH BÓG MA BIEDACZKA W SWOJEJ OPIECE)
8.Trumnę z powrotem zakopujemy i można świętować-'zadanie' wykonane:)
 DLA CHĘTNYCH PODPOWIEM,ŻE TRUMNY NAJLEPIEJ WYKOPYWAĆ OK. TYDZIEŃ PO POGRZEBIE, BO PÓŹNIEJ NIGDY NIC NIE WIADOMO:D
(21:15)

piątek, 1 czerwca 2012

Piątek-przyjazd na dworzec WARSZAWA CENTRALNA, oraz zwiedzanie stolicy :) Pałac Kulury i Nauki, zabytki, kościoły zamki
Sobota- Ciąg dalszy zwiedzania Warszawy czyli spacer po wielkim mieście
Niedziela-gdzieś tak wieczorkiem udam się na dworzec WARSZAWA CENTRALNA skąd odjadę do Włocławka :'( ale to jeszcze się zobaczy ;)