Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 27 maja 2012
Nicolas Cage od czasu do czasu potrafi zabłysnąć dobrą rolą. Niestety, w "Ghost Riderze" tego nie zobaczycie. Zresztą nie zobaczycie nic wartego przesiedzenia w kinie 1,5 godziny i wydania pieniędzy na bilet.
Zapewne oglądaliście pierwszą część "Ghost Ridera". Film łatwy, naiwny, ale dość przyjemny w odbiorze, mimo braku fabuły i dobrych tekstów. Taki wypełniacz czasu po ciężkim dniu, kiedy chce się odpocząć. W kolejnej odsłonie Ridera miało być mrocznie, efektownie i chyba ktoś próbował tu zawrzeć jakieś przesłanie, co, jak się już pewnie domyślacie, nie udało się. Jak to zwykle bywa, druga część filmu jest jeszcze gorsza od pierwszej. Przez większość czasu Nicolas Cage lata ze zbolałą miną, opcjonalnie kiwa się na boki (dosłownie) i twierdzi, że jest głodny bądź stara się wygłaszać głębokie jak kałuża w czasie suszy teksty. Najciekawszym zdaniem filmu jest pytanie wypowiadane przez 13-letniego syna Diabła (tak, po raz kolejny scenarzyści odgrzali ten pomysł, tylko w innej formie) do Ridera: „w jaki sposób sikasz, gdy twoje ciało zaczyna płonąć”. Jak się pewnie domyślacie, potem następuje scena, gdzie Nicolas Cage pod postacią Ridera sika ogniem. Twórcy, niestety, doszli do wniosku, że to ujęcie jest tak dobre, iż należy je powtórzyć. Więc dwa razy możemy przyjrzeć się dokładnie jak płonący szkielet załatwia swoje ogniste potrzeby…
Co poza tym? No cóż, twórcy pokusili się o bardziej mroczny klimat, który ze względu na śmiertelnie poważną grę aktorów do kiepskiego scenariusza zupełnie nie wyszedł. Do tego film jest przeplatany komiksowymi wstawkami. Mimo że "Ghost Rider 2" jest w 3D i takie zabiegi jak rysowane sceny powinny podnieść jakość produkcji, są one po prostu nudne. Sceny wybuchów, jazda wszystkim co się rusza powodują, że akcja jest wartka, tylko co z tego skoro i tak zamiast głębszych przemyśleń, opcjonalnie poprawienia sobie humoru, zaczynamy mimowolnie ziewać albo, co gorsza, zastanawiać się jaki chory umysł mógł wymyślić tak tragiczny scenariusz?
Motocykliści zapewne będą liczyli na sceny z V-Maxem. Przykro mi, nawet płonący motocykl, zresztą całkiem atrakcyjnie wyglądający w ogniu, nie ratuje tego filmu. Ba, nawet dwa motocykle, bo Moreau także pojawia się na jednośladzie, nie są w stanie sprawić, by motocyklista zainteresował się tą produkcją. Do tego mamy jeszcze naiwne scenki, w których oczywiście jak tylko pojawia się motocykl, wszystkie drogi są puste, V-Max jeździ na gumie, a serwis maszyny odbywa się podczas jazdy na lawecie. Ciężko to określić innym słowem niż żenujące.
Może zatem piękna kobieta wniesie coś do tego filmu? Tu ponownie stwierdzam, że nie. Violante Placido grająca Nadyę może i ładna jest, ale w "Ghost Riderze" nie grzeszy inteligencją. Nie porywa także jakością gry aktorskiej.
Ogólnie patrząc na ten film, nie ma w nim praktycznie nic dobrego. Akcja jest do bólu przewidywalna, gra aktorska poraża swoja nijakością, dialogi wyciągnięto z jakiegoś scenariuszowego rynsztoka, a zdjęcia, mimo płonących motocykli, czachy głównego bohatera itp., są po prostu nudne. Na domiar złego całość okraszona jest kiepską muzyką. To wszystko powoduje, że do kina na to coś zwanego szumnie filmem iść nie warto! Parafrazując ostatnią scenę tej produkcji chce się powiedzieć „wracaj do piekła”. Jeżeli lubiliście komiks, popatrzcie sobie jeszcze raz na "Ghost Ridera" cz. 1, bo był naprawdę, jakkolwiek dziwnie i niedorzecznie to brzmi, lepszy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz